Belle epoque prawda czy fałsz?

Po obejrzeniu drugiego odcinka serialu Belle epoque pozwalam sobie zadać Państwu zagadkę. Co nie zgadza się w poniższej scenie? Oto główny bohater Jan Edigey-Korycki wchodzi do jednej z krakowskich kamienic, zaraz za głównym wejściem na parterze znajdują się drzwi, puka do nich, otwiera elegancko ubrany kamerdyner z latarnią w ręku. Pomiędzy panami wywiązuje się krótka rozmowa, w której Jan Edigey – Korycki informuje, że przynosi kwiaty dla pani Konstancji. Ot cała scena. Co nie zgadza się w niej? Dla ułatwienia zamieszczam zdjęcia.

***

Zgodnie z przepisami obowiązującymi w Krakowie w tym czasie, każda kamienica wielopiętrowa musiała posiadać swojego stróża. Czyli osobę, która dbałaby o jej czystość, przetykała rynsztok, czy też zajmowała się otwieraniem głównych drzwi po godzinie 22 wieczór (a zimą po 21), bo te musiały być zamknięte na noc. Chodziło o to, by zabezpieczyć mieszkańców przed kradzieżami i spaniem po kamienicach bezdomnych dziadów. Kto zapomniał klucza do mieszkania, temu pozostawało budzić stróża i prosić o otwarcie. Z tego też powodu przy wejściu do niejednej kamienicy wisiała rączka na drucie, który biegł do sieni i zakończony był dzwonkiem. Tam, gdzie nie było dzwonka, pozostawało pukać mu nocą do okna. Savoir vivre wymagał, by za taką nocną fatygę zrewanżować się stróżowi napiwkiem. Z tego też powodu mieszkanie na parterze tuż za wejściem do kamienicy było niczym innym tylko stróżówką. Tak więc gdybyśmy mieli powiedzieć z pewną dozą złośliwości, o czym jest omawiany serial, to należałoby stwierdzić, że o Janie Edigey – Koryckim i jego dawnej miłości Konstancji – damie ze stróżówki.

Wszystkim, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej na temat stróżów i stróżówek w XIX wieku, a także na początku XX, polecam poniższy mój wpis.

https://www.lisak.net.pl/blog/?p=9712

Gdyby mieli Państwo wątpliwości, dlaczego każda kamienica powinna była mieć stróża i ile było wokół niej pracy, to zapraszam do przeczytania poniższego rozporządzenia z 1913 roku wydanego przez władze Krakowa.

***

Zastanowienie budzi także to, dlaczego drzwi głównemu bohaterowi otwiera kamerdyner?

Ale może najpierw wyjaśnijmy, kto to był. Dziewiętnastowieczne słowniki języka polskiego mianem kamerdynera określają sługę pokojowego, lokaja. A tak bardziej obrazowo była to elegancko ubrany pan od wyższych posług. Kamerdyner był to ten, który drzwi gościom otworzył, płaszcz od nich odebrał, pani na tacy zaniósł list, służbie przekazywał polecenia jaśniepaństwa, wszedł do salonu, by dyskretnie zapytać, czy podać już obiad, a czasem nawet przyniósł gościom półmisek z owocami (tak wynika z dawnych pamiętników). Jednym słowem dobrze wyglądał i raczej się nie przemęczał, a czasami nawet bąki zbijał. A teraz warto postawić kolejne pytanie, skąd wynalazek kamerdynera? Czym różnił się on od służącej? Służąca była osobą raczej od brudnej roboty, ot i podłogę umyła, wyczyściła klosze naftowych lamp, a przy okazji wylała zawartość nocnika w sekretne miejsce. Z tego też powodu w wyższych domach uznawano, że nie nadaje się ona do pokazania ludziom. Otwieraniem drzwi miał zajmować się ktoś o nienagannym wyglądzie, czyli właśnie kamerdyner. Do tej pory wszystko się zgadza. Więc gdzie tu niezgodność w filmie?

Rzecz w tym, że na utrzymywanie kamerdynerów, których głównym zajęciem było dobrze wyglądać i świadczyć o prestiżu domu, mogli sobie pozwolić właściciele pałaców, w których nikt nie liczył pokoi, w konsekwencji dla każdego znalazł się dach nad głową. Natomiast rodziny mieszkające w kamienicach nie zatrudniały kamerdynerów, ponieważ nie było miejsca na zapewnienie im mieszkania i ukrycie się, gdy nie byli potrzebni. Nie można zapominać o tym, że ludzie na przełomie XIX i XX wieku byli szalenie niepraktyczni. Wystarczy obejrzeć nieco mieszkań z dawnych czasów, by zobaczyć, że może i mają one 100 – 120 metrów, ale jest w nich zaledwie od 3 do 4 pokoi, a często w dodatku amfiladowych. Jednym słowem w niejednym mieszkaniu z trudem znajdywano miejsce na pomieszczenie służącej. W dodatku kamerdyner, by funkcjonować, potrzebował przestrzeni, takiej jaka była w pałacach. Ot trzeba było zanieść wiadomość z najdalszego skrzydła pałacu do kuchni, że obiad trzeba przygotować na 16. No i tu właśnie mógł wykazać się kamerdyner. Jednak jego największą zaletą było to, że potrafił być niewidzialnym, gdy nie był potrzebny. Rozpływał się w eterze, by w razie konieczności na dźwięk dzwonka stanąć ponownie przed obliczem pani domu. W mieszkaniu w kamienicy zatrudnianie kamerdynera do tego, by przekazał wiadomość służącej, która była w pokoju obok, byłoby raczej śmieszne. Poza tym pytanie, gdzie miałby on spędzać czas czekając na polecenia pani domu, gdy ta przebywała z gośćmi w salonie? W pokoju dziecięcym, czy może w sypialni? Jednym słowem w mieszkaniach w kamienicach nie zatrudniano kamerdynerów.

Przyniesienie porannej kawy pani do łóżka mogło być jednym z obowiązków kamerdynera, ale nie w mieszkaniu w kamienicy, gdzie kuchnia niejednokrotnie była tuż za ścianą, a w dodatku krzątała się w niej służąca.

***

Jeżeli czytelnicy bloga znajdą ustępy z dziewiętnastowiecznych pamiętników bądź powieści, które uzupełniałyby lub zmieniałyby moje spojrzenie na charakter pracy kamerdynera na przełomie XIX i XX wieku, chętnie zapoznam się z nimi.