Depresje, histerie, omdlenia… Choroby psychiczne kobiet w XIX w.

Największym problemem ludzi z wyższych sfer w XIX w. był nadmiar wolnego czasu, który z wiekiem rodził poczucie braku głębszego sensu w życiu. Dobrze sytuowanej kobiecie nie wypadało pracować. W pałacach zatrudniano więc cały sztab osób takich jak: garderobiane, pokojówki, kamerdynerzy, lokaje, służące, praczki, kucharki, ogrodnicy, kawiarki, odźwierni, lektorki do czytania książek, bony do dzieci… Niejednokrotnie z ostentacją korzystano z pomocy służby bardziej na pokaz niż z potrzeby. Obraz tego, do jakiego stopnia wyręczano się pomocą innych przy załatwianiu podstawowych spraw życia codziennego dają rozmówki polsko – francuskie, polsko – niemieckie… z XIX w., których sporo zachowało się w zbiorach bibliotek. Nie raz zamieszczano w nich rozdziały poświęcone rozmowom ze służącymi. Znajdujemy w nich takie polecenia jak: „ubierz mnie”, „wyjrzyj za okno i powiedz, jaka pogoda”, „daj mi książkę”, „daj mi chustkę”…

Wielu autorów krytycznie podchodziło do takiego modelu życia, nazywając go bez ogródek próżniactwem, a nawet „roślinowaniem”. Jak pisała Klementyna Hoffmanowa, bezczynność „jest to smutny przywilej bogatych, i dlatego też ta klasa rzadko kiedy szczęśliwych liczy w swym świetnym na pozór gronie, zwłaszcza między kobietami” (w: „Dzieła Klementyny z Tańskich Hoffmanowej. O powinnościach kobiet”, T. IX). Wielki świat „z bliska nie tak czarującą ma postać, a przypatrzywszy mu się, cały wdzięk znika, nudy tylko, czczość i nieukontentowanie zostają”, pisała ta sama autorka w „Pamiątce po dobrej matce”.

Migreny, spazmy, wybuchy żalu bez przyczyny, omdlenia…

Z nudów rodziły się plotki, brało się też wiele dolegliwości kobiecych drążących nie tylko ciało ale i duszę, zwanych humorami. Jeden z poradników lekarskich do humorów zaliczał: migreny, spazmy, bóle przemijające w różnych częściach ciała, zmienności charakteru, napady melancholii i wybuchy żalu bez przyczyny. Katalog ten nie był pełny. Dość popularną damską przypadłością były omdlenia na tle nerwowym (czasami autentyczne, innym razem doświadczane na pokaz). Na porządku dziennym było cucenie podczas spektaklu w teatrze dam, które mdlały, nie wytrzymując napięcia. Henrieta Błędowska wspomina, jak pewnego razu w teatrze przedstawiano scenę podczas której mąż rzucał żonę za ziemię, po czym szarpał ją za włosy, by ściąć jej głowę. W tym momencie zgodnie ze scenariuszem powinni byli wejść bracia, by biednej małżonce uratować życie. Niestety za kurtyną coś poszło nie tak i bracia na scenie nie pojawili się. Aktor by ratować sytuację ciągnął więc i ciągnął biedaczkę za włosy. Był to widok nie do zniesienia dla damskich, delikatnych oczu. Skończyło się na tym, że panie w lożach zaczęły mdleć i spazmów dostawać. Trzeba było spuścić kurtynę i zakończyć tą gorszącą scenę.

Natomiast Michał Bałucki w swej książce pt. „Pamiętnik Munia” opisuje, jak to po jakiejś awangardowej sztuce paniom nienawykłym do artystycznych innowacji przyszło porządnie odchorować wizytę w teatrze. – „Pokazało się na drugi dzień, że nie tylko ciocia jedna odchorowała tę sztukę, że było więcej takich pań, które wróciwszy do domu musiały zażywać to brom, to krople laurowe, to inne środki uspakajające.” Wprawdzie opis ten należy do literatury fikcji nie faktu, niemniej jednak w pełni oddaje realia ówczesnej epoki.

Poniżej obraz Louisa Leopolda Boilly z 1830 r. przedstawiający damę mdlejącą w teatrze (ze zbiorów Muzeum Lambinet, Wersal, Francja).

Kliknij, aby powiększyć.

Poniżej obraz Gerarda Marguerite z 1804 r. (ze zbiorów Muzeum w Luwrze, Francja). Jak na nim widać, w XIX w. nawet list ze złą wiadomością mógł stać się powodem omdleń.

Histerie

Inny częstym zaburzeniem w XIX w. była histeria, na którą – zdaniem francuskiego lekarza Briqueta – miała cierpieć ponoć połowa Paryżanek. Opis jej znajdujemy w poradniku Anny Fischer – Duckelmann z 1912 r. pt. „Kobieta lekarką domową”. Jak zauważała autorka „osoby histeryczne są zupełnie nieobliczalnymi ludźmi – dzisiaj anioły, jutro diabły; albo cierpią ustawicznie wskutek swych zmiennych stanów, albo też są niezdolne żyć razem z innymi ludźmi i maltretują swe rodziny.” Niezadowolone, niepracujące kobiety „o drażliwym systemie nerwowym, zniechęcone i rozczarowane, stają się często histeryczkami nie do wyleczenia”. Cierpiącym na nią A. Fischer – Duckelmann zalecała min. pracę w ogrodzie, chodzenie po górach i gimnastykę. Wolff Max opisywał to zaburzenie w sposób następujący „rozpacz aż do myśli o samobójstwie może nastąpić zaraz po wyuzdanej wesołości i pewności siebie, gniew mieni się kolejno z łagodnością, przyjaźń z nienawiścią”. I jak dalej twierdził, występowało ono zdecydowanie częściej wśród warstw wyższych. Jego powodem miało być niejednokrotnie staropanieństwo czy też niezadowolenie ze swego położenia np. z życia małżeńskiego. Nie bez znaczenia były także błędy wychowawcze, to jest brak wystarczającej ilości ruchu u dziewczynek i zbytnie obciążenie nauką. Zdarzało się, że już sześcioletnie dzieci uczono „paplać po francusku” dla mody, niewiele później zmuszano je do gry na fortepianie, co W. Max nazywał „męczeństwem fortepianowym”. A wszystko to prowadziło do problemów zdrowotnych. Podobne stanowisko w tym przedmiocie zajmowała J. Budzińska – Tylicka w „Hygienie kobiet” zwracając uwagę, że różnice w wychowaniu są bardzo krzywdzące dla dziewczynek. Podczas gdy chłopcy mogą biegać, mocować się, pływać, chodzić po drzewach, grać w palanta…, podrastającej panience to wszystko nie wypada. „Musi ona być ofiarą mody, ofiarą strojów i od 18-stego roku grać rolę dorosłej panny – panny na wydaniu”. Powszechnie zauważano, że kobieta jest istotą bardziej uczuciową – emocjonalną. A to przy braku zajęć ruchowych, pracy zawodowej, głębszego celu w życiu niestety musiało prowadzić do nerwowości, nadpobudliwości i problemów ze zdrowiem.

Poniżej rysunek satyryczny Franciszka Kostrzewskiego zamieszczony na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” z 1868 r. (nr 23). Podpis pod nim brzmi:

Lekarz: Pani cierpi głównie z braku ruchu. Trzeba chodzić jak najwięcej.

Pani: To niepodobna, nie mogę.

Lekarz: Dlaczego? Proszę mówić otwarcie, przecież potrafię poradzić.

Pani: Panie doktorze to nieszczęście. Nie mam jeszcze palta koronkowego.

Migreny, „kule histeryczne”, obłędy wywiadowcze

Inną przypadłością na tle nerwowym, dość często dręczącą kobiety, były migreny. Niektóre z nich skarżyły się przy tym na „bieganie iskier i much przed oczami, widzenie płomieni” i tym podobne. Byli tacy lekarze, którzy doskonale znali przyczynę tych cierpień, stąd też zamiast leków zalecali prace najcięższe. We wzmiankowanym już wcześniej poradniku z 1912 r. czytamy także o „kulach histerycznych” (globus histericus). Dotknięte nią panie miały wrażenie, „jak gdyby im się podnosiła jakaś kula z brzucha ku szyi i tam tkwiła. Męczy je to i nuży”. Kolejną chorobą wymienianą przez A. Fischer – Duckelmann był obłęd wywiadowczy zwany też „szperaczką” lub „pytaczką”. Osoby nim dotknięte „prześladowała mania rozważania w nieskończoność nad lada drobnostką, myśl taka lub owaka nie chce odstąpić.”

Depresja czy melancholia

W dziewiętnastowiecznej literaturze wyjątkowo rzadko znaleźć można określenie „depresji”. Nie było to pojęcie funkcjonujące na co dzień, ani nawet występujące w książkach poświęconych dbaniu o zdrowie. Jeżeli już, to pojawiało się co najwyżej w publikacjach o tematyce psychiatrycznej i to raczej między wierszami. Przykładowo w książce R. Pląskowskiego pt. „Psychyatrya” z 1868 r. pojawia się zazwyczaj po łacinie „depressio” w rozumieniu „zwolnienie energii”, „otępienie”. Czasami też występuje termin „depresyi melancholijnej”, „depresyi moralnej”, „depresyi uczuciowej”, ale znów rzucany w tekście gdzieś między wierszami wywodów na inny temat, a nie w postaci osobnego rozdziału. Objawy takie jak: „przygnębienie uczuciowe”, poczucie rozpaczy, „narzekanie i lamentacya”, „myśli cierpiące”, pragnienie śmierci, „żądanie trucizny”, życiowa apatia traktowano jako przejaw melancholii, uważanej wtedy za ciężką chorobę umysłową.