Jak w dawnych czasach uświadamiano młodzież?

Uświadomienie w zakresie życia intymnego uznać można za fenomen społeczny. W wielu kulturach i epokach dorośli robili, co mogli, by informacje na jego temat nie dostawały się do świadomości dzieci i nie niszczyły ich niewinności. Pomimo tych starań, cenzurowania pod względem obyczajowym książek, gazet oraz towarzyskich rozmów, młodzi chłopcy i tak na własną rękę, wcześniej niż później odkrywali tajemnice „misteriów płciowych”.

Z ankiety przeprowadzonej w 1903 roku przez doktora Roberta Bernhardta wśród młodzieży akademickiej wynika, że większość o tajemnicach życia płciowego dowiadywała się przed ukończeniem 14 roku życia (96 na 101 ankietowanych). Zaznaczyć jednak należy, że ankieta dotyczyła mężczyzn (kobiety w tamtych czasach wyjątkowo rzadko uczęszczały na studia). Dodatkowo 23-ech ankietowanych studentów wskazało na źródło uświadomienia. I tak też podstawowym źródłem informacji byli rówieśnicy (11), własne przemyślenia, czyli indukcja (4), brat (3), służący (3), i tylko dwie osoby zostały uświadomione dopiero w związku z rozpoczęciem współżycia.

Byli i tacy ankietowani, którzy dość krytycznie oceniali „zmowę milczenia” panującą wśród dorosłych, jeżeli chodzi o tematy intymne. Jak pisał jeden ze studentów – „uważam, że wszelkie choroby organów płciowych w tej lub innej formie, główne swe źródło czerpią w średniowiecznym systemie wychowania, polegającym na „moralnem” przemilczaniu i ukrywaniu przed budzącą się świadomością płciową i ciekawością z nią związaną -tajemnicy życia. To zmusza do niepotrzebnych dociekań, drażni niebezpieczną w tym przypadku ciekawość (…). Czas już porzucić ten przestarzały system trzymania chłopca w moralnej nieświadomości.”

Źródłem zakazanych informacji na temat „misteryów płciowych” byli także nauczyciele. Przestrzegał przed tym B. Rosenblum. – „Znam wiele smutnych przykładów, gdzie nauczyciel muzyki, guwerner, korepetytor itp. elewów swych (tj. uczniów) obeznawali z tym strasznym występkiem!!”  Niektórzy z nich posuwali się jeszcze dalej, zamieniając teorię w praktykę i uwodząc swych podopiecznych. Anna Potocka wspomina przypadek, kiedy to guwernantka w najlepsze romansowała ze swoim wychowankiem pod nieobecność chlebodawców. Coś musiało być na rzeczy, skoro autorzy pruskiego Kodeksu karnego z 1851 roku wprowadzili kary za dopuszczanie się lubieżnych czynów przez nauczycieli i duchownych z wychowankami. Groziła za to kara ciężkiego więzienia do lat pięciu.

Zakazy zakazami, nie zmienia to postaci rzeczy, że każdy chciał się dowiedzieć, co zostało napisane w „księdze życia”, a o czym szeptać mogą tylko dorośli. Zgodnie z wcześniej przytoczoną statystyką najważniejszym nośnikiem informacji było starsze rodzeństwo i jak stwierdzono w jednym z poradników „zwichnięci koledzy”. Uświadomienie za sprawą tych ostatnich następowało zdecydowanie szybciej wśród młodzieży posyłanej do szkół. Jak by nie było, posiadanie wiedzy tajemnej w sprawach „popędu reprodukcyjnego” podnosiło autorytet w oczach rówieśników, stąd też każdy chciał być dobrze zorientowany. Chęć imponowania innym sprawiała, że młodzieńcy „ochotnie udzielali sobie informacji” w tej materii.

Rodzice dzieci z dobrych domów robili, co mogli, by nie dopuszczać do ich świadomości tematów związanych z brudną miłością fizyczną. Niestety tematy te były niczym prątek zaraźliwej choroby, który pojawiał się ni stąd ni zowąd, by zatruwać świadomość młodzieży, niszczyć jej dusze, a nieraz i ciała. W wielu przypadkach nie pomagały środki zaradcze, wcześniej czy później z którejś strony docierały do dzieci informacje, zastrzeżone wyłącznie dla dorosłych. W konsekwencji wielu uczniów w czternastym roku życia lepiej znało „tajemnice płciowe” niż dziesięć przykazań. Szczególną dociekliwością w tym względzie wykazywali się chłopcy. Dziewczynki zdecydowanie częściej udawało się utrzymać w nieświadomości i to aż do chwili ślubu. Mimo porażek po stronie dorosłych nie można było ustawać w staraniach. Cenzurowano więc rozmowy, książki, gazety. Zdarzało się, że nawet antyczne dzieła sztuki uznawano za nieprzyzwoite, jeżeli tylko były nagie. Jak wspomina Maria Czapska: „Po kolacji (…) przeglądaliśmy pisma ilustrowane, jak „Świat”, „Tygodnik Ilustrowany”, „Die Woche”, „La Nature”. Trafiały się w nich reprodukcje rzeźb klasycznych albo współczesnych dzieł sztuki, o ile były nagości, nie wolno nam było ich oglądać i odnośne numery znikały.” Takie naiwne zachowania rodziców nie raz budziły politowanie na twarzach już dawno uświadomionych chłopców, i co najwyżej dziewczynki nie mogły do końca ich zrozumieć.

Zdarzali się jednak i bardziej postępowi autorzy poradników, którzy stali na stanowisku, że rozmowy z dziećmi na temat „czynności płodowych” należy przeprowadzać stopniowo i w sposób naturalny.  Albowiem tylko rozsądne uświadomienie jest w stanie uchronić młodzież od zwichnięć i „wybryków płciowych”. Autorzy ci jednak byli w mniejszości. B. Rosenblum w jednej ze swych książek z 1841 roku podawał nawet instrukcje, jak radzić sobie z tym trudnym tematem. – Rozmowę należało zacząć od rozmnażania się roślin, oswajając jednocześnie dziecko z wyrażeniami „część męska”, „część żeńska”, „nasienie”, „rodzenie”. Następnie należało delikatnie i powoli przejść do rozmnażania się owadów, gadów, ptaków, by przebrnąwszy przez wszystkie gatunki istniejące na ziemi, skończyć na człowieku. Pogadanki takie dla rodziców wstydliwych mogły być trudne, „ale jest to tylko przesąd zadawniony, którego przezwyciężenie wiele za sobą prowadzi dobrego” przekonywał dalej autor.

U innych autorów droga do nurtującej prawdy w trakcie pogadanki z dzieckiem miała być jeszcze dłuższa. Doktor A. Czarnowski w swym poradniku pod tytułem „Życie płciowe”- proponował rodzicom zacząć prelekcję od rozmnażania grzybów, wodorostów, a dalej mchów i paproci. By nic nie umknęło uwadze młodego słuchacza w książce przedstawiono ilustracje ziarenek pyłków kwiatowych, słupków, kwiatów żeńskich, kłosów itp. Była też tam mowa o wietrze jako „posłańcu miłosnym roślin”, pszczołach, muchach i motylach roznoszących pyłki po świecie, a to celem dopełnienia cudu zachowania gatunku. Po tak imponującym wstępie nie trudno się dziwić, że wiele dzieci porzucało rozmowy z rodzicami jako niedorzeczne. A następnie szukało odpowiedzi na nurtujące pytania wśród rówieśników i służących.

Niniejszy tekst jest fragmentem książki Agnieszki Lisak pt. „Miłość kobieta i małżeństwo w XIX wieku”.