Opis egzekucji kary śmierci w Krakowie w 1850 r.

Jak donoszą źródła, ostatnią publiczną egzekucję na Rynku Głównym w Krakowie wykonano w 1794 roku na księdzu Macieju Dziewońskim. W tym przypadku jednak słowo „ostatnią” należy odnieść do miejsca, a nie zdarzenia. We wspomnieniach Józefa Wawela – Louisa znajdujemy bardzo ciekawy opis egzekucji wykonanej publicznie w 1850 roku, tyle że na Błoniach w Krakowie. Jak podaje autor, w dniu stracenia o 5 rano wystawiono prowizoryczną szubienicę. „Ta na nowomodny sposób urządzoną była, gdyż wbito tylko gruby pal, na wierzchu którego umocowano blok, przy tym schodki, stół i stołki dla sędziego do spisani inwentarza. Oddział policjantów bronił przystępu (…). Mimo to, dla dobrego przypatrzenia się egzekucji znalazło się ze 2000 ludzi, którzy poświęcili się i w bród, mając po kolana wodę i (to) w takim czasie, na drugą stronę rzeki przeszli (tj. Rudawy, zalewającej w tamtych czasach Błonia – przypis). Już od dwóch godzin kat na miejscu czekał i tłumy ludu coraz bardziej się zwiększały, szczególniej Żydów, którzy korzystając z szabatu procesjami nadciągali. (…) Już blisko godzina 10 nadchodziła, a skazanego nie było widać, aż nareszcie nowe tłumy ludu zaczerniły się na spalonym moście i okrzyk „Wiozą go!” rozległ się po Błoniach. (…) Na Błoniach, około szubienicy, ścisk doszedł do najwyższego stopnia. Zgromadziło się bowiem do 8000 ludzi (…). Odczytano wyrok tej treści: „Franciszek Kaszuba (…) urodził się dnia 11 września 1824 r. w Olszynach pod Chrzanowem. Za popełnione dwa morderstwa na osobie Żyda Lazara i żony jego (ta się wykurowała), tudzież za trzy zabójstwa Żydów, na które tylko poszlaki są skazany został na śmierć”. Po odczytaniu wyroku porwali go kaci, postawili pod słupem, związali ręce i nogi na szelkach wynieśli w górę. Mistrz z największą zręcznością założył mu stryczek, skręcił kark i zasłoniwszy ręką oczy, spuścił. Kaszuba wychodząc z kryminału tak był widać już przestraszony, iż zdawał się już być formalnie odrętwiały. Podczas krępowania go i wyciągania go nie zrobił żadnego gestu, nie rzekł i słowa, i kiedy umierał, to też ani drgnął, ani niczym śmierci jego poznać nie można było. Twarz tylko sczerniała i głowa obwisła. Za duszę zmarłego lud i wojsko uklękło i pacierz zmówiło. Mistrz (tj. kat – przypis) co tchu z żandarmami z placu uciekał. (…) O godzinie 4 przy odcinaniu ciała zaszła bitwa o postronek i suknie zmarłego między przekupkami i żołnierzami.”

Komentarz: Można tylko podejrzewać, że walka o sznur była wynikiem starego przesądu, zgodnie z którym sznur z szubienicy miał przynosić szczęście.

„Mistrz rzeszowski dostał za tę posługę 200 złr. od naszego, który dla starości i niewprawności wieszać nie chciał.”

(„Pamiętniki krakowskiej rodziny Louisów”, Kraków 1962, str. 318 – 319).

Poniżej dawne miejsce egzekucji.