Księga cudów z 1633 r. w archiwum Sióstr Prezentek

Realizując program stypendialny na rzecz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego pn. Kultura w sieci, pozwalam sobie zamieścić niniejszy wpis.

***

Na starym mieście w Krakowie przy ul. św. Jana znajduje się niewielki kościółek pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty. Powstał on w XII wieku w stylu romańskim, następnie był wielokrotnie przebudowywany, by ostatecznie na początku XVIII wieku przybrać barokową bryłę. Od 1726 roku pieczę nad nim sprawują Siostry Prezentki, których klasztor przylega do świątyni (widoczny na zdjęciu poniżej po lewej stronie). W ołtarzu głównym kościoła widnieje obraz przedstawiający Matkę Bożą (zwaną Matką od Wykupu Niewolników), który został ofiarowany w 1577 r. przez księcia litewskiego Stanisława Radziwiłła.

W archiwum sióstr Prezentek znajduje się bardzo ciekawy dokument, tj. Księga cudów dokonanych za sprawą Matki Bożej. Być może kiedyś ktoś pokusi się o to, by w innych kościołach i zgromadzeniach poszukać podobnej literatury. Pierwszy wpis pochodzi z 1633 r. Czytamy w nim:

„Roku pańskiego 1633 jeden więzień w zam(knięciu) będąc, rodem z Prus, przez przyczynę Najświętszej Panny od srogiej śmierci wybawiony jest, którego towarzyszów srodze pokarano, ręce poobcinano, po tym ćwiartowano, a on za ratunkiem NP, której się oddawał w swym przypadku wolnym został. Za które dobrodziejstwo obecnie tu w kościele ś. Jana (…) dziękował przy uczciwym mieszczaninie krakowskim Andrzeju Wrońskim i dziękując samego siebie wotum i kajdany, w których na placu był, ofiarował.” (tekst dostosowano do współczesnych zasad pisowni)

W czasach staropolskich (tj. do XVIII w.) istniał zwyczaj, zgodnie z którym należało odstąpić od wykonania egzekucji, jeżeli podczas niej pojawiły się znaczące trudności. Np. urwał się stryczek pod wisielcem, stos nie chciał się zapalić… Wychodzono z założenia, że nad sprawiedliwością ludzką czuwa sprawiedliwość boska, która nie pozwala krzywdzić niesłusznie skazanych, a znaki dawane podczas egzekucji są przejawem nadprzyrodzonej interwencji. Można zatem podejrzewać, że na miejscu stracenia coś poszło nie tak. Do dziś w kościele św. Jana oglądać można powieszone obok ołtarza kajdany ofiarowane jako wotum przez ocalonego skazańca z Prus.

Na zdjęciu poniżej wzmiankowany obraz, a po lewej stronie od ołtarza widoczne ofiarowane kajdany. Kliknij dwukrotnie, aby powiększyć.

W 1636 r. miał miejsce kolejny cud. Niestety wiemy o nim niewiele, bo w księdze zapisano tylko, że „jeden mieszczanin krakowski i sługa Najś. Panny doznał szczodrobliwego dobrodziejstwa przed tym obrazem…”, za co „chętliwie” ufundował dwie korony do jego przyozdobienia.

Następnie pod rokiem 1637 czytamy o Janie Lisowiczu, który „ciężką chorobą zdjęty będąc i już od rozumu odchodząc” został ofiarowany przed obrazem i po mszy w jego intencji „natychmiast choroby ciężkiej (się – przypis) pozbył”.

W tym samym roku uzdrowiony został „szlachetny Pan Wojciech Rosołowski”, chorujący przez sześć lat na nogę, w której miał 12 dziur i w żaden sposób nie mógł ich wyleczyć, „choć rozmaitych cyrulików zażywał”.

Na kolejnych stronach księgi czytamy o osobach, którym: „ustała puchlina”, „piekielny ogień” w palcu, „ból srogi w zębach”, przywrócony został wzrok, odeszły suchoty, „w głowie łupanie”, czy też uwolnione zostały od „śmierci wrzodowej”… Ciekawą adnotację znajdujemy przy wpisie z 29.08.1637 r., gdzie Michałowa Drzewińska mistrzowa krakowska wyprosiła uleczenie swego dziecka, które obecnie „zdrowe jest jak rybka”.

Po cudownych uzdrowieniach, wybawieniach z życiowych problemów, ocaleniach (np. wyciągnięcie ze studni)… wierni przychodzili do kościoła, by o tym opowiedzieć. W konsekwencji w księdze zaznaczano, że uratowany lub uratowana „zeznała w zakrystii”. Aby jeszcze lepiej uwiarygodnić opisywane zdarzenie zaznaczano, że zostało ono spisane w obecności świadków „wiary godnych”, których wymieniano z imienia i nazwiska. Z adnotacją taką połączone było zazwyczaj dawanie wotów w postaci: tabliczki srebra, wosku, raz nawet koron do przyozdobienia obrazu, najczęściej jednak wzmiankowano po prostu o „wotach srebrnych”. Zdarzało się też, że wota były dawane wcześniej w połączeniu z modlitwą, co doprowadzało do cudu.

Księga była kilkukrotnie przepisywana – jak można podejrzewać – celem ocalenia przed ewentualnym zniszczeniem czy zagubieniem. W wersji z 1862 r. na jej początku znajdujemy adnotację, w której katecheta i kapelan przy kościele św. Jana zapewnia, że dokument przepisany ręką jednej z sióstr zgromadzenia jest zgodny z oryginałem.

Poniżej fragment księgi przepisanej w 1862 r. Kliknij, aby powiększyć.

***

Chciałam podziękować siostrze Renacie Gąsior za udostępnienie archiwaliów Zgromadzenia, tj. Księgi cudów i za poświęcony mi czas. Bez jej pomocy niniejszy wpis by nie powstał. Jednocześnie zachęcam do odwiedzenia kościoła św. Jana w Krakowie, w którym do dziś można oglądać wzmiankowany obraz i kajdany.