Kręte drogi emancypacji kobiet w XIX w.

W XIX wieku panowało przekonanie, że kobiety są istotami ułomnymi, w szczególności intelektualnie, co ograniczało ich możliwości decydowania o sprawach publicznych. Zresztą orędowniczkami takich poglądów były same panie. W dawnej literaturze co rusz to znaleźć można wypowiedzi, że „nam jakoś nie przystoi dochodzić mądrze i głęboko”, bo „rozum niewieści mniej silny od męskiego.” „Żona dotykać się nawet nie powinna ciężaru spraw publicznych” pouczała Klementyna Hoffmanowa. Wtórowali temu mężczyźni. Austriacki filozof Otto Weininger zauważał, że kobieta żyje życiem niższej jakości, „bardzo zbliżonem do życia roślin i zwierząt. (…) jest ona przeciwstawieństwem mężczyzny w tym sensie, jak coś i nic”.[1] Miejsce kobiety było w sypialni, kuchni, pokoju dziecięcym, salonie, ale nie w bibliotece, czy też na wyższej uczelni. Panie można było podziwiać na salonach, pisać dla nich wiersze, obsypywać kwiatami, ale nie słuchać. Przez całe stulecia nasze prababki bezskutecznie pukały do bram uniwersytetów, banków, biur, szpitali. W tym ostatnim przypadku było to o tyle zrozumiałe, że pacjent szybciej by umarł na widok lekarza w spódnicy, niż odzyskał zdrowie.

Zdaniem W. Wielogłowskiego zbyt oczytane żony w domu były jak szafy grające, które wiele mówiły, ale pożytku nie przynosiły żadnego. Do tego „psują się często, a piszczą nieznośnie i fałszywie.”[2]

Podobnie całe tomy napisano na temat tego, czy kobieta powinna oddawać się nauce. Lekarze zwracali uwagę na to, że nauka sama w sobie bywa zajęciem poważnie nadwyrężającym umysł, czyli po prostu „zużywającym organizm”. Stąd też w przypadku słabszej natury niewieściej mogła doprowadzić to do uszczerbku na zdrowiu, w tym chorób nerwowych.

Wbrew pozorom myśl feministyczna nie była efektem kobiecej, wybujałej wyobraźni, ale rodziła się z konieczności. – W dziewiętnastym wieku nie brakowało rodzin z nazwiskiem i tradycjami, które represyjna polityka zaborcy doprowadziła do bankructwa. Uwłaszczenie chłopów, czyli przyznanie im ziemi na własność pozbawiło szlachtę podstawowego źródła dochodu, jakim była cudza praca na roli. Wiele rodzin, żyjących dotychczas w dworkach zgodnie z tradycjami kultywowanymi od pokoleń, musiało emigrować do miast w poszukiwaniu chleba. W skórzanych walizach wieziono resztki majątku ocalone przed młotkiem komornika i resztki nadziei na to, że wszystko jakoś się ułoży. Sytuacja rodzin szlacheckich uległa dalszemu pogorszeniu po upadku powstania styczniowego. Wieloletnie wyroki więzienia i zesłania na Syberię sprawiły, że wiele kobiet pozostało w domu bez jedynego żywiciela i środków do życia. By przeżyć, musiały się one zacząć emancypować czyli po prostu usamodzielniać. Emancypować w tamtych czasach oznaczało przede wszystkim dostosować  do nowych czasów, zdobyć praktyczne a nie salonowe wykształcenie, podejmować się pracy zarobkowej.

Kolejnym historycznym wydarzeniem, które przyspieszyło emancypację, był wybuch I wojny światowej. Gdy mężczyźni poszli na front, ich miejsca w biurach, bankach, urzędach zaczęły zajmować kobiety. I o dziwo okazywało się, że radzą sobie one równie dobrze jak panowie.

***
Tadeusz Boy – Żeleński pisał:
„Pamiętam wojnę i biura opustoszałe z mężczyzn, gdzie panienki z domowym wykształceniem doskonale się wywiązywały z czynności, które pełnił wprzód gnuśnie jakiś mniej lub więcej ważny dygnitarz. W ogóle wojenny i powojenny okres odsztywnił nieco nasze pojęcie o kwalifikacjach.”-
Wspomnienia T. Boya – Żeleńskiego „Boy o Krakowie” str. 195 (Kraków 1968).
***
Poniżej humorystyczny wierszyk z pisma satyrycznego „Pocięgiel” z 1916 roku.

Pocięgiel 1916 r.

fikać.

***

***

63] [1] „Mężczyzna i kobieta” w: „Świat Płciowy” 31.05.1905, z. 1, str. 19

[2] W. Wielogłowski „Niewiasta”, str. 19

[3] K. Hoffmanowa „Dzieła Klementyny z Tańskich Hoffmanowej. O powinnościach kobiet”, T. IX, str. 198

[4] M. Zawadzki „Przewodnik zakochanych”, str.18