O pladze nieróbstwa, lalkach salonowych i niepraktycznym wychowaniu kobiet w XIX w.

W XIX wieku pracowali biedni i średniozamożni, by związać koniec z końcem, ale nie elita. Wśród arystokracji powszechne było przekonanie, że w wykonywaniu pracy zarobkowej jest coś uwłaczającego godności i poniewierającego „złoty klejnot szlachectwa”. Do jakiego stopnia był rozwinięty w naszym kraju kult „nicnierobienia”, świadczy fakt, że niektóre arystokratki nie potrafiło nawet liczyć pieniędzy. W dodatku nie poczytywały sobie tego za ujmę, ale wręcz przeciwnie za wyznacznik wysokiego statusu społecznego. W ich mniemaniu świadczyło to o tym, że kobieta miała wystarczającą ilość służby, która załatwiała za nią wszelkie sprawy dnia codziennego. Przedstawicielki klasy średniej starały się naśladować te wysoko urodzone, co bywało opłakane w skutkach. W domu niepilnowana służba zbijała bąki i spijała nalewki, panu domu brakowało czystych koszu, dzieci wychowywały guwernantki z bożej łaski, ale nic to. Ważne że żona prowadziła żywot prawdziwej damy, niczym się nie przejmowała i nic jej nie obchodziło, dzięki czemu mogła pretendować do miana kobiety światowej.

W kontekście tego, co napisano powyżej, zrozumiała staje się satyra Franciszka Kostrzewskiego pt. Zacofana. Kobieta, która nie gardzi pracą, zajmuje się domem i wychowaniem dzieci jest – w mniemaniu społeczeństwa tj. wyższych sfer – zacofana. W literaturze społecznej oraz w satyrach nie raz krytykowano takie podejście do rzeczywistości.

Poniżej kolejna satyra Franciszka Kostrzewskiego nawiązująca do tego tematu. Szlachcic, który na prowincji zarządzał majątkiem ziemskim i pracował ciężko od rana do nocy, był „źle urodzony”. W przeciwieństwie do arystokracji mieszkającej w pałacach.

***

J. Gołuchowski, będący przedstawicielem prowincjonalnej szlachty, pisał z goryczą, my „jesteśmy ludzie nieokrzesani, niezgrabni, nieułożeni, niestojący na wysokości poloru światowego, i jako stary albo niezgrabny mebel zapakowani w pakę parafiaństwa do wyniesienia z wytwornego towarzystwa, jeżeli nas nie wolą obnosić ku pośmiechowisku i szyderskiej zabawie, że nie jesteśmy ubrani, my – a mianowicie żony i córki nasze, podług najnowszej mody, i że dopiero to, co w stolicy dawno z mody wyszło, do nas jako najświeższa nowość się dostaje.”

***

Jakiś czas temu czytałam felietony Kazimierza Bartoszewicza (1852 – 1930 r.). W jednym z nich autor przytacza list czytelniczki wysłany do redakcji gazety, w którym ta pisze bez ogródek, co myśli o światowym wychowaniu kobiet i kulcie „nicnierobienia”. Zapraszam do lektury.

***

Krytycznie do kultu „nicnierobienia” podchodziła w swoim poradniku z 1843 roku pt. „Dwór wiejski” Karolina Nakwaska. Zauważała, że tam, gdzie kobiety gardzą pracą, nic nie idzie pomyślnie, a wszędzie zauważalny jest „widok brudu – nieporządku i tej złoconej nędzy (…), która jest cechą nieszczęsną gustów naszych”. Poniżej kilka cytatów z jej książki.

„… kraj biedny, nieporządny, bez przemysłu, prawie bez zakładów dobroczynnych!”

„Po największej części obyczaje (…), jako z dawnych czasów pochodzące, są nam przyniesione ze wschodu, są cechą barbarzyństwa tureckiego, próżniactwa i rozwiązłości jego.”

„My już i tak do lenistwa umysłowego skłonni jesteśmy…”

(K. Nakwaska „Dwór wiejski”, Warszawa 2013, str. I – III (przedmowa).

***